wtorek, 18 października 2011

baczko czyta: wrzesień

Wrzesień był chyba jednym z ostatnich ( o ile nie ostatnim) miesiącem w tym roku, kiedy mogłem swobodnie wybierać sobie lektury, wskutek czego powstała ładna mieszanka fantasy  science fiction. Tych kilkanaście książek, to jeden z moich lepszych tegorocznych wyników :) 


Ofiara – John Everson

Jedna z najsłabszych książek, jakie kiedykolwiek czytałem – beznadziejna, nudna i nielogiczna fabuła, w większości słabe i papierowe postacie, których motywacji sa idiotyczne. Może byłoby to do przełknięcia, gdyby nie to, że Everson tak przesycił książkę brutalnością i wyuzdanym, pełnym degustujących opisów seksem (np. odgryzanie żołędzi mężczyźnie, kopulacja ze zmarłym), że szybko mija ochota na czytanie.



Artur – Stephen Lawhead
Ostatni tom trylogii (która urosła do pięcioksięgu) poświęconej Królowi Arturowi – i jest to chyba najsłabsza część. Może wynika to z braku charyzmatycznego narratora (żaden nie dorównuje tym z poprzednich książek), a może dlatego, że Lawhead wpada w schemat fabularny – zwycięstwo, kłopoty, zwycięstwo wielkim kosztem, kłopoty etc. Nieco rozczarowuje zakończenie i nagła słabość Merlina, przez co fabuła wydaje się naciągana, ale to ciągle dobra książka, w której w odpowiednich proporcjach mieszają się elementy fantastyczne z tymi realistycznymi.

Miecz dla króla oraz Wiedźma z lasu – T.H. White
Legenda o Królu Arturze w basniowym i młodzieżowym sosie. Bardzo przyjemna, szybko płynąca lektura, obfitująca w humor i satyrę rzeczywistości. Choć należy wziąć poprawkę na czytelników docelowych – trochę moralizatorstwa i bon motów, które są średnio odkrywcze dla starszego czytelnika, się znajdzie. Znakomita odtrutka po poważno-historycznych utworach Lawheada oraz Cornwella.

Obcy – Mort Castle
Drugie podejście do Castle'a – lepsze niż pierwsze (Księżyc na wodzie), ale wciąż bez zachwytow. Fabuła oraz charakterystyka postaci są dość interesujące, to jak istnieją wokół siebie dwa niemal odmiennie społeczeństwa, także napięcie dość długo, mozolnie narasta, ale Castle zawodzi w najważniejszym momencie – gdy powieść zbliża się ku końcowi, upraszcza i skraca pieczołowicie ciągnięte wcześniej wątki, a niektóre, pojawiające się tylko na chwile, wydaja sie niepotrzebne.  Plus razi trochę naiwność głównych pozytywnych bohaterów.

Stroiciel ciszy – Wojciech Szyda
Niesamowicie pozytywne zaskoczenie. Zbiór opowiadań, który zaskoczył mnie (w większości tekstów) wiedzą teologiczną oraz tym jak Szyda rozważa implikacje zmian w światopoglądach oraz definicji religii, jej podstaw (sklonowanie Jezusa, możliwość transferu pomiędzy różnymi ciałami). I choć niektóre wizje niebezpiecznie ocierają sie o niezrozumiały bełkot, to warto zapoznać się z tą fantastyką teologiczną, choćby dla rozrywki intelektualnej.

Gdybym przeczytał tę książkę dziesięć lat temu, byłbym zachwycony – piękne opowieści przeznaczone dla młodszego czytelnika, napisane wspaniałym językiem, urzekające, ze specyficzna narracją, która mnie nieco raziła. Idealny prezent dla młodszego rodzeństwa, lub do podczytywania w przerwach pomiędzy poważniejszymi lekturami. 

Plus do tego dochodzą książki zrecenzowane dla Poltera: cykl Nightside Roberta S. Greena, Próżny robot Henry'ego Kuttnera i Diabłu ogarek Konrada T. Lewandowskiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz