poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Przesycenie

Kwiecień, póki co, jest najpłodniejszym miesiącem czytelniczym 2011 dla mnie - obecnie przeczytałem już w nim 15 książek, co daje mi około 40 przeczytanych pozycji w tym roku, z czego większość to fantastyka. Ostro.

Niestety, takie tempo i dobór lektur ma spore minusy.  Jako szef Książkowego na Polterze muszę czytać mnóstwo rzeczy, które mnie niekoniecznie interesują (tzn. na które niekoniecznie wydałbym pieniądze) na recenzje w różne miejsce czy dla ogólnego rozeznania pisarzy/gatunków. Ostatnio na przykład zapoznaję się z coraz większą ilością science fiction, które średnio trafia w moje gusta. A dawno nie przeczytałem konkretnej powieści fantasy, mojego ulubionego gatunku.

To tempo jakie sobie narzucam zmusza mnie także poniekąd do czytania 2-3 rzeczy na raz, co dodatkowo mnie rozprasza i przeszkadza cieszyć się lekturą.

Jednak najbardziej uderza mnie w tym coś innego - jestem uzależniony od konwencji fantastycznej. Niedawno czytałem "Opowieści z Wilżyńskiej Doliny" Brzezińskiej oraz "Krótki i niezwykły żywot Oskara Wao" Diaza i mam co do nich bardzo podobne odczucia - to świetne kawałki prozy, z dobrym, dopracowanym językiem, pełne odniesień do rzeczywistości (Brzezińska) oraz ostro ją komentujące (Diaz). Jednak co mnie uderzyło podczas lektury to fakt, że pomimo estetycznej frajdy jaką mi sprawiły te książki, straszliwie mi się dłużyły. Brakowało mi w nich elementów porywających wyobraźnię, magii, robotów czy jak to tam zwał - w ich scenografii (modne ostatnio słowo - worldbuilding) nie znalazłem niczego, co by mnie zafascynowało, brakowało mi tego nierealistycznego i umownego podkładu pod opowiadaną historię. Czy to oznacza, że jestem stracony dla mainstreamu? Mam nadzieję, że nie, bo tyle dobrych książek by mnie ominęło ;)

PS.Czytam właśnie "Trojkę" Chapmana, niesamowicie pokręconą i zeschizowaną powieść - i ona naprawdę mnie fascynuje. Niech żyją fantastyczne fajerwerki!

piątek, 15 kwietnia 2011

Strugackich perspektywa

Damn, czytanie utworów braci Strugackich obecnie jest dość trudne - dla mnie, jako człowieka młodego, który komunizm zna tylko ze słuchu, niesamowicie trudno wyłapać wszelkie smaczki i aluzje jakie zawarli w swoich tekstach.

Ale, do rzeczy. Jeszcze w gimnazjum czytałem "Piknik na skraju drogi" - niesamowita książka i jeden z powodów dla których zainteresowałem się szerzej fantastyką. Stalkerzy, Zona, artefakty - urzekła mnie ta najbardziej wierzchnia warstwa powieści.

Niedawno natomiast skończyłem lekturę innej powieści tego braterskiego duetu, a mianowicie "Trudno być bogiem", w którym dużo bardziej, niż scenografia, zafascynowało mnie jej drugie dno.  Ta powieść dopiero tętni nawiązaniami do komunizmu i Mateczki Rosji. Pomijając świetny pomysł wyjściowy (grupa naukowców z  Ziemi przyszłości wysłana na planetę, na której rozwój technologiczny stoi na poziomie naszego średniowiecza, by nagrywać relację z życia jej mieszkańców, nie ingerując zbytnio w ich los), został obłożony rozmaitymi odniesieniami do rzeczywistości. Są tam więc skrzywiony psychicznie władca, który dzięki terrorowi i silnej armii gnębi obywateli, czystka wśród ludzi wykształconych, bezmyślność i okrucieństwo władzy, bezwolne przyzwolenie na taki stan rzeczy przez ludzi etc .

Opisywanie i/lub recenzowanie tej książki, bez znajomości ówczesnych realiów uważam za bezcelowe, dlatego tego nie robię. Ciekawi mnie natomiast jak powieść ta uszła uwadze cenzury i jak była przyjmowana w latach 60-tych, czyli niedługo po jej wydaniu.